niedziela, 17 lipca 2011

ATHYDA - Rozdział 6 "Odmęt"

"(...)- Ta cała sytuacja, w której się znalazłem… Mam w sobie tyle nienazwanego żalu i nie wiem do kogo mam go kierować. – Szukając właściwych słów odchylił głowę do tyłu i poczuł jak zachodzące słońce delikatnie muska jego twarz ciepłymi promieniami. - Nic nie wiem...
- Bóg jeden wie co cię sprowadziło na tą wyspę i nie bez powodu zapewne dał ci ten czas, w którym jeszcze nie znasz odpowiedzi na to pytanie.
To co usłyszał wydało mu się zbyt trywialne jak na Lily. Bóg był ukojeniem mas, do których on najprawdopodobniej nigdy nie należał. Nie zamierzał oddawać swojego losu w ręce tego, który bezkarnie się nim bawił.
- Bóg powiadasz? A kim jest ten Bóg, co każe swoim dzieciom szukać siebie po omacku?
- Tutaj wierzymy, że ziemia jest jak dom bez dachu. Każdy ma w tym domu swój własny pokój. Patrząc do góry wszyscy widzimy tego samego Boga, ale każdy z innej perspektywy – z perspektywy własnego pokoju.
Charlie od razu pomyślał, że jego pokój został umiejscowiony tam, gdzie patrząc w górę widzi się koniec układu pokarmowego samego Boga.
- Bez urazy – zebrał się do podsumowania swoich spostrzeżeń – nie wiem jak ty widzisz tego Boga, ale dla mnie jest kimś kto umaczał mnie w głębokim gównie.
- A może go właśnie o to prosiłeś? – Na twarzy Charliego wyraźnie malowało się zaskoczenie. Najwyraźniej spodziewał się takiego podsumowania z jej strony. – Nie znasz perspektywy człowieka, którym byłeś, bo go nie pamiętasz, ale może to gówno było dla niego jedyną drogą ratunku.
Charlie poczuł się niesłusznie osądzony.
– Dobrze więc, powiedz mi czego w takim bądź razie oczekuje od nas TEN Bóg?
- Szczęścia – Odpowiedziała bez wahania.
- Szczęścia? A to dobre! Przecież to niemożliwe. Abstrahując od mojej sytuacji popatrz na innych, bardziej pokrzywdzonych: chorych umysłowo, całkowicie sparaliżowanych, albo tych którzy urodzili się w miejscach, gdzie nieprzerwanie trwa wojna, albo inny konflikt pozbawiający ich poczucia bezpieczeństwa. Jak ON sobie wyobraża ich szczęście?!
- Przecież nie ma jednoznacznej definicji szczęścia. Trudno ci to pojąć, bo chciałbyś znaleźć odpowiedź ujętą mądrze w słowach z wielkich ksiąg, a tak naprawdę to właśnie źle zinterpretowane treści stają się najczęstszym powodem nieszczęść. Prawda jest taka, że słowa z najwspanialszych dzieł proroków, artystów czy geniuszy są albo bezmyślnie czytane, albo tłumaczone przez ludzi mądrych, ale niekoniecznie umiejących lub chcących oddać ich właściwe znaczenie. Często tłumaczone są na swój indywidualny sposób, przez co zapomina się o ich właściwym przesłaniu, jakim jest szerzenie radości, dobrych nowin, nadziei, wiary w sens wszystkiego co przynosi szczęście. Bóg nie chce byśmy szukali dziury w całym. Dał nam duszę, byśmy wiedzieli gdzie szukać szczęścia, rozum, byśmy mogli je zdobywać i serce byśmy mogli je odczuwać.
- To po co są te wszystkie, mądre zapisy?
- Każda budowla potrzebuje szkieletu. Tylko trwałe budowle mają szanse przetrwać wieki, a te są budowane na fundamentach naszych marzeń. Każdy powinien mieć prawo wyboru co do tego jaki chce być, pamiętając o tym by nie odbierać tego prawa innym.
- Tak, tylko dlaczego ludzie dla swojego szczęścia są w stanie niszczyć, zabijać i robić masę innych potwornych rzeczy.
- Bo ludzie myślą, że niszcząc czy zabijając są w stanie przywłaszczyć sobie cudze szczęście, a prawda jest taka, że szczęścia nie można sobie przywłaszczyć, szczęście może się tylko zrodzić w tobie, a uznanie w oczach innych, cudza zazdrość czy choćby pocieszanie się czyjąś gorszą sytuacją to coś na wzór ślepych uliczek. Najczęstszym problemem nas, ludzi jest niechęć do wycofania się z nich i bezsensowne tkwienie w martwym punkcie, często z wymuszonym uśmiechem na twarzy.  Nikt nie jest doskonały. Nie ma doskonałej duszy, serca, umysłu, tak jak nie ma doskonałego ciała. Ale wystarczy odkryć w sobie jedną myśl, która potrafi rozgrzać wnętrze, by wiedzieć jak wygląda prawdziwe szczęście, resztę zostaw rozumowi i duszy, a zapewniam cię, że osiągając swój cel nikogo nie skrzywdzisz a jeszcze pomnożysz swoje radości dzieląc się nimi z innymi.
- A co jeżeli ta myśl, która ma rozgrzewać moje wnętrze, będzie wymagała pewnych ofiar? – Charlie nie potrafił uwierzyć w trafność tych banalnych stwierdzeń, ale nie potrafił też znaleźć silnych argumentów by móc je ostatecznie odeprzeć.
- To niemożliwe. Takie myśli mogą rodzić poczucie dumy, siły, potęgi, satysfakcji ale nie szczęścia.
- Skąd ta twoja pewność? – Słowa Lily intrygowały go coraz bardziej. Chyba nigdy przedtem nie czuł takiego głodu informacji.
- Bo w każdej takiej myśli znajduje się dowód na istnienie Boga. Jeśli nie wierzysz, sam spróbuj. – Charlie czuł się jak przypadkowy student na wykładach, które już dawno zaliczył i to na najwyższą ocenę, a dopiero teraz uświadomił sobie, że tak naprawdę nic z zaliczonego przedmiotu do tej pory nie rozumiał.
- Czasami ludzie aby zagłuszyć wewnętrzne głosy - te które nam mówią co dobre a co złe -  biją się bez opamiętania po bębenkach sumienia, myśląc tylko o tym, że ból jest tymczasowy, jakby zapominali, że w ten sposób robią z siebie inwalidów na całe życie. Dopóki nie ogłuchną nie zrozumieją czym jest ułomność.(...)"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz