niedziela, 6 maja 2012

BabyBoom!!!...

2Pac przeklinał kiedyś podczas wykładu w Malcolm X Grass Roots Movement w Nowym Jorku, na początku lat 90-tych. Tuż obok niego siedziała jakaś kobieta. W pewnym momencie nachyliła się do niego i powiedziała:
- Czy mógłby pan zmienić swój język? Pan nas obraża.
2Pac spojrzał na nią i odparł:
- Przykro mi, jeśli mój język panią obraża, ale nie może on obrazić pani bardziej, niż świat, jaki pozostawiło mi po sobie pani pokolenie.*
Z wiekiem coraz częściej stykamy się rzeczywistością, w której napotykamy na coraz to nowsze wyzwania/możliwości jakie stawia przed nami kolejny dzień w jaki wkraczamy: nowa praca, rozwój osobisty, zakładamy rodziny decydujemy o zakupie nowego samochodu, kredycie na mieszkanie. W tym samym czasie ludzie wokół nas jak automatycznie aktualizujące się programy komputerowe zadają coraz częściej standardowe pytania: kiedy zaręczyny, kiedy ślub, kiedy dziecko? I tak chcąc dać samemu sobie odpowiedź na te pytania podejmujemy decyzje: zaręczamy się, bierzemy ślub i... decydujemy się na dziecko? Myśląc o ślubie mamy do czynienia z decyzją, którą podejmuje dwójka dorosłych ludzi, mniej lub bardziej świadomych tego na co się decyduje, bez względu na to na jakim poziomie jest ich świadomość: oboje podejmują tą decyzję i oboje są odpowiedzialni za jej konsekwencje, jednakże w przypadku podjęcia decyzji o wydaniu nowego potomka na świat, człowiek powinien być bardziej rozsądny niż optymistyczny, bo w tym momencie, konsekwencje tej decyzji będą ważyły się nad losem nie tylko jego, ale przede wszystkim tego nowego życia, które wyda na świat. Dlaczego o tym mówię?
Przeraża mnie beztroska ludzi, którzy za decydujący argument opowiadający się za poczęciem dziecka uznają: "wszyscy jakoś dają radę, więc dlaczego nie my/dlaczego nie ja?". Chciałabym przede wszystkim zaznaczyć, że moje obawy dotyczą w mniejszym stopniu kwestii finansowych, bo te są nie do przewidzenia, ale chodzi mi o osobiste spełnienie. Wydaje mi się niezwykle egoistyczne, gdy słyszę jak ktoś mówi: "Czuję taką potrzebę, po prostu chcę mieć dziecko! (Brzmi prawie tak radośnie jak: chcę lizaka!) Wiem, że będzie dobrze, czego więcej trzeba?". Zastanawia mnie czy ci ludzie myślą o tym czego to dziecko będzie chciało. Wiem, że można mieć miliony a nie dać potomstwu tego co pozwoli im cieszyć się darem jakim jest życie, ale jeżeli ktoś w trakcie planowania dziecka narzeka na własne, to jaką przyszłość widzi dla swojej pociechy?
Dziecko może mieć ktoś, kto jest usatysfakcjonowany z własnego życia, jakie by nie było w oczach innych. Ten, kto jasno jest w stanie określić rzeczy, które sprawiają że jego życie jest wartościowe, niech zaszczepia to w następnych pokoleniach, ale ten kto decyduje się na dziecko, bo: "nadszedł na to czas", wydaje mi się kimś bez skrupułów.
"Jest ciężko, ten kraj nie stwarza dla nas żadnych perspektyw, ale moje dziecko będzie miało lepiej". W szkole mówiono nam, że historii uczy się po to, by unikać błędów przeszłości, jak widać większość z nas z lubością się ich dopuszcza, tylko dlatego, że ze społecznego punktu widzenia są one w pełni akceptowalne. Bardziej potępia się tych, którzy świadomie odwlekają tą decyzję w czasie, ale czy ktoś zastanowił się nad tym dlaczego? Dlaczego tych, którzy mimo swojego dojrzałego wieku, świadomie nie decydują się na dziecko określa się mianem egoistów? Przecież nie skazują nikogo na gorsze życie, na życie którego sami nie chcieli by wieść, a przecież ci, którzy mają pretensję do rządu, że im nie pomaga rypią dzieci na potęgę. Żyje Ci się w tym kraju źle? Mnie też, ale różnica między Tobą a mną jest taka, że Ty chcesz, żeby w tym chorym systemie rodzili się kolejni LUDZIE, nie słodkie maskotki, ale LUDZIE, którzy tak jak Ty będą musieli mierzyć się z tym co uznajesz za absurdalne! Przygotuj się na dziecko zanim się na nie zdecydujesz: zmień system który Cię ogranicza, unieszczęśliwia, albo naucz się w nim żyć NAPRAWDĘ szczęśliwie, tak żeby i Twoje dziecko miało świadomość tego, że szczęście jest NAPRAWDĘ  możliwe. Dlaczego potępiasz ludzi, którzy nie decydują się na dziecko dopóki sami nie uznają, że życie które mu dadzą będzie przede wszystkim piękne a nie tylko do przebrnięcia? Dlaczego określa się takich ludzi mianem egoistów, a tych którzy żebrzą na swoje głodne dzieciaczki biedakami? Biedni są Ci, którzy mimo swoich starań o szczęście padają ofiarami bezsilności, jaka wynika z systemu w jakim żyjemy, a egoistami są ci, którzy narzekając na ten system zamiast go zmienić, albo się w nim odnaleźć upychają w niego kolejne ofiary.
Dziecko - decyzja o jego poczęciu to przede wszystkim gotowość dedykowania komuś w pełni własnego życia, takiego jakim jest w momencie poczęcia, więc warto je polubić zanim je powielimy.

*źródło: http://www.cytaty.info/temat/poczatek-3.htm

czwartek, 3 maja 2012

Marzenia...

Pewnego razu chłopak o imieniu Systos idąc po polanie dostrzegł pasące się na niej konie. Mimo że tyle razy przychodził tu, po raz pierwszy widział to stado koni. Były różne: długonogie, tęgie, kare, siwe. Wśród nich dostrzegł klacz beztrosko biegającą pośród stada. Była śliczna, jej sierść błyszczała w promieniach słońca, oczy miała duże i bystre.Chłopak nigdy wcześniej nie widział tak pięknego konia. Przyglądając się jej nie zauważył mężczyzny, który podszedł do niego. 
- Lubisz konie? - Zapytał.
- O tak, w mojej wiosce są one bardzo cenione.
- A co byś powiedział gdybym ci któregoś z nich podarował?
Chłopak spojrzał na mężczyzne z niedowierzaniem.
- Wybierz sobie któregokolwiek, a będzie twój, ale zastanów się nad wyborem.
Mimo że chłopak w milczeniu przyglądał się stadu, oboje wiedzieli że dokonał już wyboru.
- Zastanów się dobrze - Powtórzył mężczyzna. - Może Gaja - hucuł? Jest niewyagająca i silna, na pewno chętnie będzie pomagała ci w pracy w polu.
Ale chłopak nie chciał konia, który chętnie oddawałby się ciężkiej pracy, marzył o takim koniu, na którym mógłby galopować przez pola, cieszyć się każdą chwilą na jego grzbiecie.
- A może Argos. To duży koń, spokojny i silny. Przetrwa najsroższe zimy, będziesz miał z niego pożytek.
Ale Systos nie chciał wielkiego Argosa. Był tęgi i nijaki. W jego wsi pełno było takich Argosów, a on przecież mógł wybrać jakiego chciał konia.
- A ten... - Nieśmiało wskazał na bawiącą się nieopodal klacz.
- Aisha... Żywa, szybka, temperamentna. Czy jesteś pewien? To koń czystej krwi arabskiej, to bardzo piękna, ale także wymagająca rasa.
- Ach zawsze marzyłem o najszybszym i najpiękniejszym koniu!
Chłopakowi aż zabłyszczały z ekscytacji oczy kiedy Aisha podbiegła do niego, jakby rozumiała że to o niej mowa.
- Tak, chcę tego konia! 
Mężczyzna nie zamierzał dłużej dyskutować z chłopakiem. Przywołał konia, który posłusznie stanął przed nim, nałożył mu prowizoryczny kantar i przekazał cienką linkę na któej była Aisha w ręce jej nowego właściciela. Systos dumnie wkroczył do miasta. Tak jak podejrzewał wszyscy z zazdrością przyglądali się jak prowadził na powrozku piękną klacz. Kiedy rodzice Systosa zobaczyli jakim prezentem został obdarowany ich syn, aż klasnęli w ręce.
- Cudownie mój drogi, za tego konia dostaniemy dużo pieniędzy!
- Nie sprzedam go! - Powiedział stanowczo chłopak.
- Mój drogi synu, nie stać nas na utrzymanie tego konia, do zaprzęgu się nie nadaje, aż żal by go było pędzić w pole a i zimy u nas srogie, za co mielibyśmy przystosować dla niego stajnie?
- Będę na nim ćwiczył, aż stanie się najlepszym koniem, będzie zdobywał nagrody i dużo pieniędzy.
Rodzice z politowaniem spojrzeli na syna, ale wiedzieli że nie będą w stanie przemówić mu do rozsądku. Systos jak sobie założył tak starał się osiągnąć cel. Bardzo zaprzyjaźnił się z klaczą, codziennie wyprowadzał ją na najlepsze łąki, a ona szła za nim jak pies, gdziekolwiek tylko ją prowadził. Niestety na ćwiczenia potrzebował pieniędzy: odpowiednie siodło, ubranie. Systos postanowił znaleźć dodatkową pracę.  Zmęczony Systos starał się ćwiczyć Aishe zawsze po pracy, ale wkrótce przekonał się, że nie jest w stanie poświęcić tym ćwiczeniom wystarczającą ilość czasu. Aisha wiernie czekała na niego, ale ćwiczenia stawały się coraz mniej intensywne i coraz krótsze. Pierwsze zawody niepowiodły się, ale Aisha wywarła na pewnym hodowcy ogromne wrażenie. Po przegranym wyścigu mężczyzna podszedł do Systosa z intratną ofertą.
- U mnie ten koń stanie się prawdziwym championem! Będzie miał wszystko czego potrzebuje, zadbam o nią jak o własne dziecko!
- Śmiesz sugerować, że źle o nią dbam?! - Wzburzył się Systos.
- Nie, ale nie umniejszając Twoim staraniom, znam się na arabach i nie stać cię na jego właściwe utrzymanie.
- To się jeszcze okaże! Z nią będę najlepszy, niepokonany!
Aż do zimy Aisha i Systos nie wygrali żadnej nagrody. Zimą Systos chcąc chronić swoją ukochaną klacz przed mrozem przychodził do niej codziennie z ciepłym kocem, dbał o nią jak tylko mógł, ale Aisha robiła się coraz bardziej nerwowa, czekając bezczynnie na Systosa w stajni. Przyszła wiosna i relacje między zmęczonym Systosem i smutną Aishą robiły się coraz bardziej zimne. Aisha zaczęła gryźć i robić się nieznośna. Pewnego dnia jakiś mężczyzna widząc się pasącą przed domem piękną Aishę zaoferował Systosowi dużą sumę pieniędzy, ale i tym razem chłopak uniesiony dumą odmówił. Aisha ze stęsknionym wzrokiem patrzyła jak mężczyzna odjeżdża na koniu podobnym do niej, ale posłusznie ruszyła za Systosem. Każde kolejne zawody do jakiej przychodziło jej stanąć stawały się coraz bardziej widoczną porażką... jej i Systosa. Stawała się coraz bardziej smutna i złośliwa, mimo to Systos odmawiał kolejnym zainteresowanym, sprzedaży swojej przepięknej klaczy. 
- Wolę już żebyś pracowała ze mną w polu, ale nie wyobrażam sobie życia bez ciebie Aisho.
Systos zrezygnował z pracy by móc więcej czasu spędzić ze stęsknionym koniem. Postanowił, że wróci pomagać rodzicom w pracy na polu. Aisha posłusznie dała się zaprząść do płóga, wlekąc smutno kończyny po oranej ziemi. Zbliżała się zima, Aisha jadła coraz mniej mimo że praca była ciężka. Kiedy nadeszłe ciężkie mrozy osunęła się na ziemię. Systos zrozpaczony położył jej bezwładny łeb na swoich kolanach starając się znaleźć rozwiązanie z tej przykrej sytuacji. Byli wycieńczeni, zrezygnowani, bezsilni... Systos postanowił odszukać kupców, ale żaden z nich nie chciał już kupić zdychającego konia. 
- Aisho... - Szeptał jej gdy gasła. - Tak wiele by zrobił by cię uratować...
Jakimś cudem do stajni w której siedział nad leżącym koniem Systos wszedł ten sam mężczyzna, który podarował mu niezwykle piękną klacz.
- Biedulka... - Powiedział widząc wychudzone zwierzę.
- Dlaczego? - Zapytał Systos patrząc mężczyźnie w oczy - Robiłem wszystko by była szczęśliwa, pracowałem ciężko, opiekowałem się nią bardziej niż ktokolwiek inny, dlaczego?
- Największe korony są najcięższe i niektóre głowy gną się pod nimi, zamiast dumnie je nosić.
- Czy chcesz powiedzieć, że skoro jestem biedakiem to nim zostanę i że to moje pragnienie ją teraz zabija?
- Chcę powiedzieć, że sam nie dasz rady. To nie hucuł, nie kucyk, to arab. Jeśli chcesz pomogę ci, ale Aisha wróci do mnie.
Mężczyzna znalazł dla Aishy odpowiednią stajnie i opiekę. Pomagał im w treningach, dzielił się wiedzą i doświadczeniem. Dzięki niemu Systos i Aisha zaczeli być niepokonani, swoimi zwycięstwami dzielili się z rodzicami Systosa, który ciągle u ich mieszkał by mieć czas na treningi, dzielili się także nimi ze starcem, który znał się na hodowli i na treningach i z tymi wszystkimi, którzy w nich inwestowali. Systos był wdzięczny za pomoc właściciela Aishy, przykro mu jednak było wspominając o trudnych początkach. Zrozumiał jednak, że wielkich rzeczy samemu nie można osiągnąć, żeby były wielkie trzeba się nimi dzielić.