czwartek, 21 kwietnia 2011

Całkiem fajna... naiwność, czyli skąd się wzięła Athyda?

Athydowicze czyli ok.50 osób,
które stworzyły spektakl(fot.K.Kadis)
Agata Dudacy i Dominik Brendan (fot.K.Kadis)

(od lewej) Alicja Holecka, Jan Wójcikowski,
Magdalena Kozak, Rafał Urlik (fot.K.Kadis)

Magdalena Jasik i Dominik Brendan (fot.K.Kadis)

Końcowe ukłony i aplauz! :D (fot. K.Kadis)
Moje spojrzenie właśnie zahaczyło o miejsce z napisem"o mnie". Zanim je wypełnię minie trochę czasu, bo trudno jest napisać coś z sensem o sobie. Tak więc rozmyślając o tej części strony, temat owszem - rozwinął się w mojej głowie, ale niejako zboczył trochę z toru:
Mając dystans do własnej osoby, wiele uwag na swój temat można dwojako przyjmować i.. rozumieć. No właśnie.
NAIWNOŚĆ - zbytnia prostota, szczerość i łatwowierność...
Nieciekawie a jednak - pominięto bardzo ważną rzecz, mianowicie niezwykłe możliwości jakie ta naiwność ze sobą niesie.
Zaczynając od "prostoty, szczerości i łatwowierności" z jaką dzieci podchodzą do życia, można zauważyć o ile weselsze jest ono w ich oczach. A jeśli chodzi o dorosłość?
Rok temu podjęłam się wraz z przyjacielem wyzwania szalonego - postanowiliśmy wystawić spektakl i to nie byle jaki. Wraz z innymi znajomymi zorganizowaliśmy casting, udało nam się zaangażować w to miejskie media i prezydenta miasta, Miejski Dom Kultury i Centrum Kultury - ogólnie zrobiło się to dobrych kilka razy większe niż sobie to początkowo wyobrażaliśmy. Wszystko szło jak po maśle, ale nie zabrakło też oczywiście schodów, które przyczyniły się do powtarzających się co jakiś czas ścisków w żołądku. Ale ok, żadne ze schodów nie były tak stresogenne jak ostrzeżenia bliskich: "wiesz na co się porywasz?", "nie ciesz się, bo jeszcze nie wiadomo jak to wypali" itd...
Dlaczego o tym piszę? Otóż pozwólcie, że opowiem Wam pewną historię.

Był sobie pewien chłopiec. Urodził się w bardzo biednej rodzinie w Warszawie, jako najstarszy z sześciorga dzieci. Gdy ojciec zmarł, chłopiec postanowił opuścić swój kraj i pieszo ruszył do Niemiec, skąd na statku popłynął do Anglii. Mimo że pracował tam ciężko, musiał też żebrać, a może nawet kraść, byleby tylko przeżyć. Przez Kanadę wyemigrował do USA.Wieczorami uczył się wytrwale angielskiego,by móc spełnić swoje marzenia - marzenia o lepszym życiu. Nikt z nas nie wie ile w tych marzeniach było wiary, a ile pobożnego życzenia, ważne, że wbrew wszystkiemu i wszystkim spełniły się.
Co ciekawsze: owy chłopiec nawet będąc już dorosłym mężczyzną nie mówił nigdy płynnie w języku angielskim, a mimo to przyczynił się do powstania Paramount Pictures, był współtwórcą Metro Goldwyn Mayer, był niezwykle cenionym producentem, znanym przede wszystkim z wysokiej jakości filmów (nigdy nie wyprodukował filmu klasy B ), współpracował z najbardziej znanymi scenarzystami, reżyserami i aktorami. Mowa o Szmuelu Gelbfiszu znanym jakoSamuel Goldwyn. Ażeby było śmieszniej, jego niezbyt poprawny angielski przyczynił się do powstania goldwynizmów.
Powiecie pewnie: ale to były inne czasy! Jasne, że inne - w tamtych przecież nas nie było i nie było w nich też tych możliwości, które mamy dzisiaj! Tak więc zreasumuję całość słowami Moni Tabor:
"idź za ciosem, będą się śmiać, mówić że to nie to, nie te lata, nie ten czas, nie ta historia ale to jest TEN CZAS aby wziąć sprawy w swoje ręce"
A tak wracając jeszcze do Goldwyna. Kasa, kasą, ale nawet on znał większe wartości:
"Nie zależy mi, by moje filmy zarobiły choćby centa, jeśli tylko wszyscy będą na nie chodzili."

PS: Bez względu na Goldwyna i tak uważam, że ta moja naiwność jest fajniejsza, niż to całe życie na serio, w końcu spektakl się udał! ;P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz