środa, 20 kwietnia 2011

Dwie historie

Przypomniały mi się dwie historyjki - jedna po drugiej, obie prawdziwe. Najpierw przypomniało mi się jak facet leży obok swojej kobiety, są już spory kawałek czasu ze sobą. W pewnym momencie ona zadaje pytanie:
-Kochanie, pamiętasz jak mi obiecywałeś willę z basenem?
- No - odpowiada mężczyzna
- A pamiętasz jak mi obiecywałeś samochód?
- No - Odpowiada nie zastanawiając się nad tym do czego ma to wszystko zmierzać
- A pamiętasz jak mi obiecywałeś konia i kolacje w wiedeńskich kafejkach?
- No - Na te słowa kobieta podnosi się i opierając się na łokciu patrzy na niego chcąc wychwycić jego reakcję:
- To powiedz mi kochanie, gdzie to wszystko jest?
Na to mężczyzna, zakłada ręce za głowę i mówi:
- Skarbie, to był dział marketingu, a teraz idź się pomaluj

Scena jak z Kasi i Tomka, tylko część druga nie pasuje, a przyszła mi do głowy po pierwszej.
Pamiętam jak byłam mała. Babcia miała psa, który się nazywał Dingo. Miałam kilka lat, więc dla mnie Dingo był olbrzymi, w dodatku był nieprzeciętnie silny i mądry.Niestety urodził się na wsi i jak to na wsiach bywa, jego żywot przywiązany był do budy grubym łańcuchem, z którego od czasu do czasu udało mu się zerwać. Jako małe dziecko najbardziej podobało mi się jak Dingo wykonywał komendy wujka. Wujek zanosił mu jedzenie, ale zanim Dingo je dostał musiał ładnie usiąść, podać łapę, dać głos i takie tam. Bardzo mi to imponowało, że taki duży, piękny pies, który u wszystkich budzi grozę tak słucha tego człowieka. Wiedziałam, że kwestią jest jedzenie. Więc... jako ten berbeć, przywlokłam kiedyś garnek, w którym wujek dawał jeść psu. Postawiłam go w odpowiedniej odległości, tak by Dingo nie widział, że jest pusty. Pies na sam widok garnka zaczął merdać ogonem i tańczyć z radości. Podeszłam bliżej, na długość jego łańcucha, żeby w razie czego móc uciec. Powiedziałam:
- Dingo siad! - I ku mojemu zaskoczeniu, Dingo posłuchał. Duma jaka mnie wtedy przepełniała była nie do opisania!
- Dingo leżeć! - I Dingo szczęśliwy kładł się.
- Dingo łapa! - Dingo grzecznie podał łapę, był gotów podać i drugą byleby szybko wtranżolić to co mu przyniosłam w garnku. Wydawało mi się to wtedy śmieszne, kiedy podeszłam do niego bliżej z pustym garnkiem. Podeszłam tak blisko, żeby mógł zobaczyć, że w nim nic nie ma. Strasznie mnie to rozbawiło, ale zwierzę nie było na tyle głupie na ile mi się wydawało. Radość i serdeczność zniknęły. Nim zdążyłam zareagować zobaczyłam tylko błysk zębów psa otwierających wnętrze czerwonej paszczy, która w sekundzie pojawiła mi się przed oczyma. Moja babcia była niedaleko, odwrócona tyłem coś robiła chyba przy ziemniakach. Dingo zaczął wściekle szczekać, więc natychmiast się odwróciła i podbiegła przerażona. Myślała, że pies wbił mi się zębami w twarz. Na szczęście trzymał go łańcuch, więc gdy odruchowo odchyliłam się do tyłu, zahaczył tylko kłami o mój policzek zostawiając po sobie czerwony pasek jak po drapnięciu. Babcia była gotowa zabić psa. Tak się roztrzęsła tą całą sytuacją, że do końca dnia słyszałam tylko jak mówi "Boże Dzięki, że się temu dziecku nic nie stało, opatrzność..." itp. Wtedy sobie myślałam: "Co za głupi, okropny pies!" Już nigdy więcej do niego nie podeszłam. Dzisiaj myślę sobie, że ten pies miał znacznie więcej z człowieka niż ten smarkacz, którym wtedy byłam.
Chciał zjeść, a ja chciałam, żeby wierzył w to, że mu to jedzenie dam - musi tylko uzbroić się w cierpliwość i jak na psa przystało - musi być grzeczny. Wydawało mi się, że skoro to pies, to nie będzie mu ani ciepło ani zimno jak się okaże, że w garnku nie ma zupełnie nic - czystka pomieszana z resztkami poprzedniego posiłku. Ale okazało się inaczej. I gdyby nie łańcuch, byłabym dosłownie bez twarzy.
Nikt nie ma prawa stawiać, przed głodnym pustej miski i udawać, że jest wypełniona spełnionymi marzeniami. Prosimy się o nieszczęście, jeżeli za tą pustą miskę każemy komuś się poświęcać. Lepiej jest poświęcić trochę czasu, cierpliwości i częstować go tym co się ma, by zjednać sobie prawdziwego przyjaciela, niż mamić go nadziejami o spełnionych marzeniach, dostępnych za kilka prostych komend. Bo kiedy będzie nam się wydawało, że stoimy w bezpiecznej odległości i możemy się już bezkarnie pośmiać, może się okazać, że się przeliczyliśmy...
Twarz ma się tylko jedną i źle by było gdyby się okazało, że trzeba ją chować, w końcu twarz nie dupa :)

2 komentarze:

  1. Pilnie przeczytałam, puentę złapałam, ale powiązania między historiami już nie. Ech. Może za późno jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to możliwe, przecież żeby załapać puentę trzeba zrozumieć co wiąże obie historie: pierwsza, tak jak i druga dotyczyły niespełnionych obietnic, z tym że druga obrazowała konsekwencje jakie mogą z tego wynikać, nakłaniając tym samym do bardziej roztropnego ich składania. W końcu to co dla nas może być niewinnym żartem, niekoniecznie nim będzie w oczach drugiej strony ;)

    OdpowiedzUsuń